Być veliną, być veliną,...

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Cholera! Matura, dwa kierunki studiów - wszystko na nic! Dopiero teraz odkryłam swoje prawdziwe powołanie! Musiałam obejrzeć "Wideokrację", żeby przekonać się, że z całej głębi duszy pragnę być "veliną"! :))))

Kto zacz ta "velina"? To taka lasencja, która wije się wokół prowadzącego jakiś teleturniej lub program rozrywkowy do kotleta. Najczęściej w towarzystwie koleżanki, żeby nie było jej nudno. Ma się uśmiechać i ładnie wyglądać. I pod żadnym pozorem ma się nie odzywać! Wystarczy, jak wykona 30-sekundowy układ taneczny, w momencie, gdy widownia zaczyna poziewywać. Za to jej płacą. Sporo płacą. No po prostu żyć, nie umierać. Już tylko lepszą posadą jest stanowisko poszukiwane od lat przez mojego przyjaciela: "Za leżenie i śmierdzenie sowicie zapłacę".

Nic więc dziwnego, że Italiańcy oszaleli na punkcie velin. Veliną chce zostać niemal każda Włoszka. Regularnie odwiedza solarium, przylepia tipsy i ćwiczy układy taneczne. Staje w konkursach piękności, w których główną nagrodą jest 2-tygodniowa praca w charakterze pogodynki. Wszystko to w nadziei, że zostanie zauważona, trafi do telewizji i wyjdzie za mąż za bogatego piłkarza.

Włoscy młodzieńcy mają lekki żal, że dziewczyny tak zdominowały media, że im trudniej się przebić. Ale też próbują. Ricardo na ten przykład od 12 lat ćwiczy karate i śpiewa. Wymyślił sobie, że będzie włoskim połączeniem Jaśka van Damma i Rysia Martina - i że na tym zrobi karierę. Bo nie chce całe życie być tokarzem. Na razie jest w fazie próbowania. Odwiedza włoskie odpowiedniki "Mam talent" i "Szansa na sukces", chodzi na castingi i czasem zasiada na widowni teleturniejów. Jak myślicie, uda mu się?

Jest też Fabrizio. Król paparazzich. Na swoim nazwisku Corona wybudował całą markę. Choć deklaruje, że nienawidzi celebrytów - sam jest najpodlejszym ich gatunkiem. Jest w stanie sprzedać wszystko. Nawet - a może przede wszystkim - samego siebie. Włącznie z filmowaniem ukrytą kamerą własnej rozprawy rozwodowej. Polecam scenę, w której Corona szykuje się na wieczorne wyjście. Zwłaszcza smarowanie kremem poszczególnych części ciała przed okiem kamery. Zwróćcie uwagę na KOLEJNOŚĆ. Nie wiem, czy to przypadkowy zabieg, czy też Gandini (reżyser) pokazał to w ten sposób z pełną premedytacją, ale nie chce być inaczej. Corona najpierw balsamuje ptaszka, a potem wyciera włosy :)

Ten film nie jest jednak zapisem kilku historii ludzi, którzy pragną kariery i życia w blasku fleszy. To swoistego rodzaju manifest wymierzony przeciwko Berlusconiemu. To on jest w tym filmie główną postacią, jako potentat medialny i szef stacji komercyjnych, do których wszyscy pragną się dostać. To on steruje gustem, a nawet życiem Włochów, jako właściciel "fabryki celebrytów". To facet, który buja się po sardyńskich klubach i prywatnych willach - zawsze w towarzystwie pięknych dziewcząt, które pragną być velinami.

W kontekście ostatnich wydarzeń, wiemy, że na dobre mu to nie wyszło, ale "Wideokracja" to film sprzed niemal 2 lat, więc na razie o imprezach bunga bunga za wiele się nie mówi. Mówi się za to dużo o velinach.

Myślicie, że to włoska przypadłość? A Madzię z "Koła fortuny" do dziś wszyscy pamiętają. U Kuby Wojewódzkiego też prezentów gościom nie wręcza jego asystent, czy pan Zdzisio z ochrony.

Zwiastun: